Epidemia uprowadzeń dzieci z/do Polski rośnie.

W maju ubiegłego roku otrzymałem email’a od p. redaktor  Agnieszki Niewińskiej z gazety Rzeczypospolita następującej treści:

Witam,

Gwoli wyjaśnienia. Piszę tekst o tym, że przybywa spraw w trybie konwencji haskiej, a będzie ich jeszcze więcej bo wielu Polaków w ostatnich latach wyjechało z kraju. Konsulaty są zalewane pytaniami dot. konwencji, na forach internetowych pojawia się wiele postów w tej tematyce ( jedni piszą, że im dziecko porwano, inni, że porwali i chcą je zatrzymać). Chce pokazać, że to poważny problem, z którym polskie sądy sobie nie radzą, a nie radzić będą sobie jeszcze bardziej w miarę jak spraw będzie przybywać. Zależy mi na rozmowie z osobami, które krytycznie oceniają działania sądu. Dotarłam do Pań ( tu akurat Polek) jedna z nich sprawę apelacyjną ma niebawem i jest zaskoczona pobierznością sądu, który decyzję podjął po 10 minutach bez wglądu w dokumenty i nakazał wydanie dziecka. Chce pokazać też drugą stronę – obcokrajowcy którym uniemożliwiono kontakt z dziećmi. Wydaje mi sie, że skoro założył Pan stronę ma pan kontakt z wieloma osobami w podobnej sytuacji jest Pan odpowiednia osobą do rozmowy na temat tego, że konwencja u nas nie działa, a rodzic spoza Polski jest dyskryminowany. Nie zamierzam rozgrzebywać historii osobistych, oceniać kto ma rację, kto jest pozytywnym bohaterem, a kto negatywnym bo nie jestem tego w stanie rozstrzygnąć, a nawet nie jest to moją rolą.
Gdyby chciał się Pan wypowiedzieć na temat proaktyki polskich sądów w stosunku do rodziców zza granicy prosze dać znac. Mam jakieś 5 tys. znaków na cały tekst więc nie będzie to jakiś długi wywiad. Potrzebuję po prostu pokazać problem także oczami rodziców, którym dziecko porwano.

pozdrawiam

Agnieszka Niewińska
Rzeczpospolita

Dla rodzica, który stracił dziecko/dzieci w takich okolicznościach, taki email w pierwszym odruchu jest … nadzieją, ostatnią deską ratunku. Nadzieją, że ktoś wreszcie się zainteresował w tym kraju bezprawia,  że być może jakiś polityk przeczyta i zastanowi się nad konsekwencjami ignorowania prawa (Konwencji Haskiej) oraz zbyt dużą opieszałością w wydawaniu decyzji powrotu uprowadzonych dzieci (zwykle zabiera to 2 lata i ogromną sumę środków finansowych, nie mówiąc już o psychicznym koszcie pokrzywdzonego rodzica i dzieci).

W moim przypadku, takich nadziei już nie miałem, bo i nie pierwszy, czy drugi raz miałem do czynienia z piszącymi dla gazet, dla chleba.  Czytając uważnie email p. Agnieszki można było dostrzec natychmiast dwie charakteryczne przesłanki: potrzebuję “przeciwnej strony”,  jestem ograniczona do 5000 znaków. Reszta to typowa “otoczka” dla emocjonalnego wciągnięcia rodzica do wynurzeń, napisania czegoś “kontrowersyjnego” (to ostatnie, to tak na prawdę na wagę złota; nic bardziej nie sprzedaje gazety, jak kontrowersja!).

Osoby, które uważnie analizują emaile redaktorów kalibru p. Niewińskiej, mogą również przewidzieć za kim na prawdę rwie się serce piszącego.  Czy chodzi mu o rzetelne przedstawienie  problemu, dociekliwą analizę problemu, czy też tylko ( i wyłącznie) na znalezieniu haków na stronę “przeciwną”.

Czy treść artykułu p. Agnieszki  mnie zaskoczyła? W żadnym wypadku. Nie mogłem się doczekać jedynie by zobaczyć jakiego warsztatu pisarskiego tym razem trzeba będzie użyć dla usprawiedliwienia agresora i zdyskredytowania prawdziwej ofiary. Ostateczny produkt zawiódł. Poza ewidentną pobieżnością w opisywaniu wydarzeń, powielanie argumentów uprowadzających kobiet (“wyrzucił mnie z domu”, “czułam się zagrożona, poniżana”, “wyśmiewał moje uczucia religijne”,itd..) , jedynym argumentem z 4 stron maszynopisu, który dostarczyłem p. Agnieszce, znalazło się jedynie końcowe zdanie:

Proszę mi wierzyć, że nie ma miesiąca, tygodnia bym nie rozważał o pozbyciu się
moje polskiego obywatelstwa.

Wow! Nic na temat moich wywodów czym Konwencja Haska jest, a czym nie. Ani słowa na temat psychicznego kosztu uprowadzanych dzieci, lub okradzionych z nich rodziców, związanym z koszmarem utraconego dziecka. Cicho również na temat zobowiązań prawnych Polski, i jak słabo jej kraj się z nich wywiązuje. I tym razem, o tym pani redaktor (lub jej pracodawcy) nie chcieli wspominać w ramach tak cennych 5000 znaków tego artykułu.

Inni może pomyślą, że powinienem być szczęśliwy, bo i w artykule nawet podtytuł został mi poświęcony – “Tata na blogu”. Wow! Przyznaję, że mały dreszczyk po nodze przeszedł, ale …  może to i z innego powodu…

W konkluzji artykułu, pani redaktor proponuje “rewolucyjne” rozwiązanie – mediacje. Oczywiście zakładając, że nikt z rodziców, którzy zostali ograbieni ze swoich dzieci tego kroku nigdy nie próbował.  Bez wątpienia, gdyby pisząca przygotowała się do tematu wiedziałaby, że z ludźmi, którzy uprowadzają, wielokrotnie latami ukrywają się przed prawem, a ich głównym celem jest odseparowanie dzieci od tych drugich rodziców, negocjacje nie są  prawie nigdy dostępną opcją.

Na koniec nawet polityk zdołał wcisnąć swoje imię i nazwisko w bardzo drogocennych 5000 znaków artykułu. Poseł z Gdyni, z narodową dumą, zdążył się pochwalić o swojej bezmyślnej interpelacji sejmowej w obronie “naszych polskich” dzieci; terminu “uprowadzonych” jakoś zabrakło w słownictwie  byłego nauczyciela historii. Oczywistym jest,że pan poseł nie ma pojęcia o prawie, nie mówiąc już o sprawiedliwości ( albo te dwie rzeczy są nie na rękę w tym konkretnym przypadku).  Konieczności wdrażania Konwencji Haskiej, w wolnej jeszcze Polskiej, przegrała z tak kuszącą dla każdego polityka wizją następnych wyborów i możliwością zdobycia wielu “polskich” głosów. O prawdziwej trosce dla  uprowadzonych dzieci, pan polityk nie chce teraz rozważać/mówić.

A oto i sam artykuł (zamieszczam, bo jak historia uczy, z czasem to i miejsce na stronie internetowej może okazać się zbyt drogocenne, dla uwiecznienia tak “nieistotnych dla całokształtu istnienia Polski i jej obywateli” zagadnień).:

Emigranci walczą o dzieci

Agnieszka Niewińska 24-05-2010, ostatnia aktualizacja 25-05-2010 02:54

Przybywa spraw o uprowadzenie dziecka za granicę. Najczęściej – z Wielkiej Brytanii do Polski

Karolina Nadolska, mama sześcioletniego Bronka, od tygodni chodzi ze spotkania na spotkanie. Prawnicy, organizacje kobiece, rzecznik praw dziecka… W czerwcu warszawski sąd zdecyduje, czy będzie musiała odesłać syna do ojca do Meksyku.

Do Polski z synem przyjechała rok temu, kiedy za oceanem wybuchła epidemia świńskiej grypy. Gdy przedłużyła pobyt, były mąż zgłosił uprowadzenie dziecka. – Nie opłacał nam ubezpieczenia zdrowotnego, do czego był zobowiązany w postanowieniu rozwodowym. Syn choruje na bronchit, ja na rzadki rodzaj cukrzycy – wyjaśnia. – Nie mam do czego wracać, nie znam dobrze języka, nie miałabym tam pracy, a muszę zapewnić synowi opiekę zdrowotną.

Sąd pierwszej instancji kazał odesłać Bronka do Meksyku. – Decyzję podjął w 10 minut. Nie uwzględnił moich wniosków ani opinii psychologa, że syn się tu zaaklimatyzował – żali się Nadolska i dodaje, że nie chce odesłać chłopca. – Były mąż cały czas pracuje. Mam pozwolić, by Bronka wychowywała pomoc domowa? – pyta. Walczy o zmianę orzeczenia w drugiej instancji.

Do sprawy przygotowuje się też ojciec dziecka. Mec. Leszek Nowina-Witkowski reprezentujący ojca Bronka zapewnia, że jego klient płacił pani Nadolskiej alimenty, w tym przekazywał środki na ubezpieczenie zdrowotne. Adwokat przywołuje konwencję haską z 1980 roku. – Nie zachodzą żadne przewidziane konwencją wyjątkowe okoliczności, które usprawiedliwiałyby zatrzymanie dziecka w Polsce. Ojciec nie narażał go na szkodę psychiczną czy fizyczną, wykonywał swoją władzę rodzicielską i chce utrzymać z synem kontakt – wyjaśnia .

– Nawet gdy przyjechał do Polski na rozprawę nie chciał się zobaczyć z Bronkiem. Proponowałam wspólne wakacje, ale odmówił – twierdzi z kolei Nadolska.

Tata na blogu

Spraw, w których mieszane małżeństwa spierają się o dzieci, jest coraz więcej. Z danych resortu sprawiedliwości wynika, że jeszcze w 2007 roku w trybie konwencji haskiej dotyczącej uprowadzenia dziecka wpłynęło 36 spraw dotyczących wywiezienia dziecka do Polski. W zeszłym roku było ich 86. Zgłoszeń o uprowadzeniu dzieci z Polski jest niemal drugie tyle. A prawnicy podkreślają, że może być ich jeszcze więcej, bo po wejściu do UE Polacy masowo emigrowali.

– Dużo osób pyta, czy można wyjechać z dziećmi bez zgody drugiego rodzica – przyznaje Michał Mazurek z polskiego konsulatu w Londynie. To właśnie z Wielkiej Brytanii wpływa najwięcej wniosków o ściganie rodzica za uprowadzenie dziecka. – Polacy, którzy rozczarowali się życiem na emigracji i nie mogą porozumieć się z partnerem, do kraju chcą wrócić z dziećmi – mówi. Zaznacza, że zawsze namawia do ustalenia opieki nad dziećmi w brytyjskim sądzie.

Anna Chmielewska do Polski przyjechała z Holandii. Oskarżona o uprowadzenie syna, decyzją sądu musiała z nim wrócić do Holandii. Po wyroku ukrywała się z niemowlęciem. Zdecydowała jednak wrócić do Holandii. Dziś chłopiec mieszka z ojcem, a Chmielewska ma żal do polskiego sądu. – Oskarżono mnie o porwanie dziecka, a to mąż wyrzucił nas z domu – zaznacza. – Miałam na to dowody, ale zniknęły z akt. Sędzia Marcin Łochowski twierdzi jednak, że w takich sprawach sąd nie ma wielkiego wyboru. – Jeśli nie zachodzą szczególne okoliczności, dziecko musi wrócić. To w kraju, w którym mieszkało, sąd rozstrzyga merytorycznie o opiece nad dzieckiem – przyznaje.

Ale na zapadające u nas wyroki skarżą się i rodzice z zagranicy. Ze statystyk wynika, że sądy częściej orzekają o pozostawieniu dzieci w Polsce.

Bogdan Szuta, jak mówi, kontaktu z dziećmi nie miał od lat. Matka wywiozła je do Polski z ich domu w Kaliforni. Pierwszy wyrok był dla Szuty korzystny, ale dzieci nie wróciły do USA. Przez kilka lat nie mógł ich odnaleźć. W kolejnym wyroku sąd uznał, że przez lata nie miał kontaktów z dziećmi i nie odgrywa roli w procesie wychowania, dlatego zawiesił mu władzę rodzicielską.

– Przez 12 lat próbowałem walczyć z polskim systemem. Nie ma miesiąca, bym nie rozważał pozbycia się polskiego obywatelstwa – mówi Szuta. Do dzieci pisze w blogu z nadzieją, że kiedyś go przeczytają. Założył też witrynę dla rodziców w podobnej sytuacji.

Najlepsze mediacje

Poseł Jarosław Sellin, który interpelował w sprawach o uprowadzenie dziecka, uważa, że budzące wątpliwości wyroki to kwestia braków w prawie. – Przydałaby się ustawa krajowa, która doprecyzowałaby postępowania w sprawach konwencji haskiej – komentuje.

Szuta jest zdania, że takimi sprawami powinny się zajmować wyspecjalizowane sądy. – Być może jeden centralny w Warszawie lub kilka regionalnych – uważa i dodaje, że sprawy o uprowadzenie dziecka trafiają do sądów rejonowych, dla których to często pierwsza taka sprawa. Mediatorzy rodzinni zaznaczają, że dla dzieci zawsze najlepiej, gdy rodzice zamiast walki w sądzie sięgną po mediację. – To nie są łatwe sprawy – podkreśla Konrad Sobczyk, mediator. – Jeśli doszło do uprowadzenia, rodzice nie mają do siebie zaufania. Ale nawet takie spory da się rozwiązać.

Źródło: Reczypospolita

Categories: