Superexpress:Ojciec porwał dzieci?; fakt czy fikcja.

Czy ojciec porwał dzieci? Być może….

 

Wczytując się głębiej w tekst poniżej cytowanego artykułu można wyciągnąć zupełnie inne wnioski.
Trzeba zapytać dlaczego autor nie zadał podstawowego pytania – czy Irena “powróciła” do Polski, czy po prostu uprowadziła dzieci z Libii licząc na praktykę polskich sądów rodzinnych, która dyskryminuje ojców w sprawach opieki nad dziećmi. Co czuł Hakim, kiedy dowiedział się, że dzieci zostały odebrane przez samowolną decyzję Ireny “powrotu”? I wreszcie ostatnie pytanie – jak odniosły się dzieci Ireny i Hakima, kiedy ich matka postanowiła samowolnie “powrócić” do Polski i odcięła je od ich ojca? Co dzieci odczuwają teraz, bez matki?
Być może teraz pani Irena, po tym jak sama doświadczyła “powrotu” męża z dziećmi do Libii, pomyśli przez chwilę o podstawowych obowiązkach rodzica, a nie tylko o prawach matki.
Trzeba również wspomnieć w tym miejscu,że polskie władze wielokrotnie były ostrzegane przez władze amerykańskie i kanadyjskie o tolerowaniu samowoli rodziców, którzy z różnych powodów decydują się na uprowadzanie dzieci do Polski. Którzy mimo decyzji prawomocnych decyzji polskich i zagranicznych sądów bezkarnie używają swoich dzieci jako broni w walce ze swoimi partnerami. Czas jest na zmianę polskiego prawa, czas na zmianę postaw polskich sądów.

 

A oto sam artykuł

SuperExpress – 11 grudnia 2002 r.
Czesław Romanowski


Sielanka skończyła się dla mieszkanki Gdańska dramatem

– Mąż wziął dzieci do meczetu, potem miał jechać na zakupy – opowiada Irena Abdelgader. – Nawet nie spojrzałam, jak wychodzili. Od tamtej pory ich już nie widziałam.
Irena poznała Libijczyka Hakima 15 lat temu w Sopocie. Zakochali się.

 

Nie odnalazła się
Rok później urodziła im się córka
Agnieszka. Zamieszkali razem. Wzięli cywilny ślub. Potem urodziła się jeszcze dwójka dzieci: Aja ma dziś 8 lat, Salem-Adaś jest o dwa lata młodszy.
– We wrześniu 1996 roku pojechaliśmy do niego do Libii – opowiada kobieta. – Na początku było dobrze. Ale nie mogłam się odnaleźć w ich kulturze, jego ciągle nie było, a gdy dowiedział się, że byłam w katolickim kościele, wyzwał mnie straszliwie. Postanowiłam stamtąd wyjechać.

Wróciła z dziećmi do Polski. Hakim przyjechał po kilku dniach. Pogodzili się. Po roku jednak zaczął bić starszą córkę, robił straszliwe awantury, groził swojej żonie i dzieciom. Pani Irena przeczuwała najgorsze. W sobotę jej przeczucia sprawdziły się.

Co ty na to?

Gdy po kilku godzinach od wyjazdu do sklepu dzieci nie wróciły, pani Irena zadzwoniła do męża. Ten uspokoił ją, że są w sklepie. Zaniepokojona kobieta telefonowała raz jeszcze. Komórka męża już jednak milczała.
– Wiedziałam, że coś się stało – mówi pani Irena. – Zadzwoniłam na policję. Powiedziałam, że na pewno porwał dzieci, że wcześniej już mnie straszył. Odpowiedzieli mi, że to przecież ojciec dzieci, że może jest w kinie i żeby przyjść rano.
Kobieta zaczęła poszukiwania na własną rękę. Dowiedziała się tyle tylko, że jej mąż odjechał z dziećmi z jakimś mężczyzną. W niedzielę rano znów odwiedziła policję. Zadzwoniła też do ambasady polskiej w Libii. Wszystko nadaremnie.
– O godzinie 14 zadzwonił do mnie Hakim. Spytał: – “Co ty na to?” – opowiada zrozpaczona matka. – W tle słyszę odgłosy jakby był na lotnisku. Mówię: – “Zabrałeś mi dzieci”. Odłożył słuchawkę. Zadzwoniłam na policję, żeby zablokowali granicę, przecież on zaraz z nimi odleci i ich nigdy nie zobaczę! A oni, że nie mogą tego zrobić, bo to przecież ojciec i ma prawo to robić.

Rola policji

Po kilku godzinach zadzwonił jakiś mężczyzna z informacją, że jest od Hakima i że dzieci czują się dobrze. Nic więcej nie chciał mówić. Dzieci nie ma do dzisiaj. Pani Irena jest przekonana, że są już od kilku dni w Libii. Kobieta jest na skraju wyczerpania nerwowego, nie wie, co robić. W czasie rozmowy nie może się opanować, płacze.
Komendant komisariatu policji w Gdańsku-Wrzeszczu nadkomisarz Waldemar Sopek mówi, że policja nie zajmuje się regulowaniem stosunków między rodzicami.
– Ten pan jest ojcem tych dzieci – mówi komendant Sopek. – Nie ma postępowania w sprawie porwania, ustalamy jedynie, gdzie znajdują się dzieci. Gdy się tego dowiemy, poinformujemy tę panią i nasza rola na tym się skończy.
W Departamencie Konsularnym Ministerstwa Spraw Zagranicznych powiedziano nam, że niewielkie są szanse, żeby udało się w tej sprawie coś zrobić. .

 

 


Categories: