Larum Panie i Panowie – polskie dzieci również są uprowadzane … z Polski, czyli jak Konwencja Haska jest OK, czasami.

Ten tydzień będzie wyjątkowo “płodnym” tygodniem na tym blogu. Wszystko za sprawą jednego rodaka, któremu jego białogłowa postanowiła zwiać z dziećmi do Polski pod “opiekuńcze” skrzydełka tatusia, mamusi i … polskiego system prawnego.  Nie zamierzam w tym momencie wchodzić jednak w szczegóły tej konkretnej sprawy (a drugiej w tym miesiącu), bo nie o to chodzi. Zdecydowanie ma to odniesienie do wszystkich uprowadzeń dzieci do kraju mojego urodzenia,  zaś sama sprawa jest zbyt świeża.

Znalazłem WRESZCIE artykuł z 2012 roku, który w pewnym punkcie [Dalibóg trzymajta mnie ludziska, bo nie wierzę własnym oczom i uszom] chwali istnienie Konwencji Haskiej dotyczącej nielegalnego uprowadzenia i przetrzymania dzieci za granicą. Tytuł być może nie jest “groźny” dla samych rodziców porywaczy, bo odnosi się jedynie do aspektu finansowego, ale zawarte treści zawierają dynamit argumentacyjny dla obrony przed sądami polskimi, według dobrej zasady równego traktowania dwóch stron konfliktu przeciągania sobie dzieci między krajami.

Otóż na stronie Rzeczypospolitej.pl, pan Marek Domagalski w 04-04-2011 opublikował artykuł “Po uprowadzeniu potrzebna szybka pomoc państwa”. Halleluja! – pomyślałem sobie [właściwie, tak na prawdę, użyłem trochę mniej cenzurowanego angielskiego: No shit, Sherlock! – ale mniejsza o to, nie odchodźmy od meritum sprawy].  Zupełnie inne stanowisko do tego, które przedstawiło na łamach tego samego portalu dwóch innych autorów: Łukasz Zalesiński i Piotr Kubiak, w ich artykule “Bezduszne sądy, utracone dzieci”, jeszcze półtora roku wcześniej. Kompletnie pominę mój komentarz na temat tego ostatniego artykułu, bo gwarantowane podniesienie mojego ciśnienia nie jest warte zawartej w nim treści.

Tym razem o dziwo, Polacy dowiedzieli się, że uprowadzanie “polskiego dziecka” również ma miejsce w odwrotnym kierunku, i zachodzą przypadki, że polski rodzic równie często może zostać ofiarą nielegalnego wywozu dzieci do innego kraju, wielokrotnie pod pretekstem krótkich wakacji rodzinnych, odwiedzin świątecznych (w 2013 roku wg informacji Departamentu Stanu były 2 nowe sprawy uprowadzeń z Polski do USA, i dwie sprawy uprowadzeń dzieci z USA do Polski – czyli “remis” 2:2).

Wreszcie i polski dziennikarz spostrzegł , że rodzic padający ofiarą przemocy uprowadzenia dziecka przez swojego partnera, przestawiony jest przed perspektywą utraty dziecka tylko dlatego, że nie stać go na podróż za oceany, zatrudnienie prawników (tłumaczy), sfinansowanie pobytu w hotelach w obcym państwie, itd. Ten sam dylemat, przed którym stoją rodzice walczący o swoje dzieci w Polsce.  Oczywiście, Pan Marek, nie odnosi się do tej sprawy sprawy, w tym ostatnim aspekcie, według starej “żydowskiej” zasady [just kidding people!]  –  Co je twoje to je moje, a co moje to nie ruszaj”.  Co prawda, cytuje on wiceministra sprawiedliwości Igora Dzialuka, w którym opisując koszty odniósł się do artykułu 26 ust. 4 Konwencji Haskiej …” sąd (kraju, w którym dziecko przebywa), zarządzając powrót dziecka, może obciążyć osobę, która je uprowadziła lub zatrzymała, obowiązkiem pokrycia wydatków związanych z powrotem (bilety, hotel).” Ale jak dodał – “Jednakże każda sprawa wymaga indywidualnego traktowania.”
Tak, panie i panowie. “Indywidualnie” w Polsce oznacza, że KAŻDY rodzic walczący przed sądami w Polsce jest ignorowany w przypadku gdy domaga się od porywacza pokrycia kosztów, a sprawy “indywidualnie”, jako norma, trwają miesiącami, jeśli nie latami. Być może powinno się wymagać takiego zadośćuczynienia jako standardu, z mocy prawa.

Dwóch posłów PJN – Jacek Tomczak i Jan Filip Libicki – skierowali pytania do ministerstw Spraw Zagranicznych oraz Sprawiedliwości, czy planują działania na rzecz ułatwienia powrotu dzieci uprowadzonych za granicę,  Wskazując na znaczne koszty, które wiążą się z odzyskaniem uprowadzonych dzieci.

Jak sam pan Marek Domagalski zauważa później w artykule, matka Polka odzyskała córeczkę uprowadzoną  USA po trzech dniach konkludując właściwie

Zatem konwencja haska jest OK (działa zresztą też w razie uprowadzenia dzieci do Polski), chodzi tylko o to, by sądy były sprawne, czego niestety o polskich sądach rodzinnych nie da się powiedzieć.

Tak panie Marku, problem w tym, że w USA, na przykłąd, ojciec  który zdecydowałby się pójść “w podziemie” po usłyszanym niekorzystnym wyroku pociągnąłby za sobą armię lokalnych przedstawicieli prawa (tych groźnie wyglądających, z dużymi pistoletami, granatami ogłuszającymi, odzianych w kamizelki kuloodporne) oraz moc urzędu FBI, a po schwytaniu, sam wylądował na kilka lat “wakacji” w więzieniu za obrazę majestatu sądu oraz uprowadzenie dziecka. To zresztą spotkałoby i matkę; tak zwane równouprawnienie.

A w POlsce?  Jak pan myśli ….? [pytanie retoryczne – oczywiście]. Polski sędzia, czasami z dobrymi intencjami, ma związane ręce istniejącymi ograniczeniami prawa, a na tworzenie precedensów.. nie ma z reguły “silnego żołądka”. W międzyczasie, polscy politycy jedynie zainteresowani są pyskówkami, ujadaniem na stronę opozycyjną i lansowaniem nowo-modnej polityki “gender” i tym by nikt nie odebrał im najlepszego miejsca przed kamerami telewizyjnymi.

Czyli – LUDZIE! RÓBTA CO CHCETA!

 

Categories: